Uwaga!
Forum zostało przeniesione na adres swiatgier.tk. Zapraszamy do rejestracji na nowej wersji naszej strony oraz przepraszamy za kłopot.
Książkę będę zamieszczał fragmentami. Proszę ją komentować, pisać, czy dobra, czy zła. Niedługo dodam kolejny fragment.
Darnith szedł ścieżką omijającą las mieszany, który, prawdę mówiąc, nie był duży, ale jemu nie chciało się przez niego przechodzić. Zresztą w lesie można było spotkać wiele niebezpieczeństw: wilki, worgi, cieniostwory, orkowie. Darnith nie był wojownikiem, tylko magiem. Miał tylko ognistą strzałę. Gdyby ork podszedł do niego, Darnith dawno by zginął. Nie zdążyłby rzucić tą strzałą w orka. Zresztą trzeba by było wpakować około piętnaście, aby padł. Orkowie to silne bestie. Więc ominął wrogów i szedł dalej ścieżką. Nagle zobaczył jakiegoś wojownika, który próbował pokonać sześciu orków.
- Poradzisz sobie?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- A może Ci pomóc?
- Nie..., poradzę sobie.
Jednak orkowie wygrywali. Darnith rzucał ognistymi strzałami na oślep. W końcu ostatni ork padł.
- Dzięki.
- Spoko, nie ma za co... jak się nazywasz?
- Rangral Armani. A ty?
- Darnith.
- Mogę iść z tobą?
- Ale gdzie? ja idę sobie ścieżką do domu, no nie?
- To ty nie wiesz? - zdziwił się Rangral - niedaleko jest wybudowana forteca orków. Tam jest na pewno wiele skarbów.
- No, tak, oprócz tego kilkaset tych wrogów.
- E, tam. Przeżyjemy.
- Tak, jasne. Powiemy orkom: zaczekajcie, weźmiemy tylko skarby, zaraz uciekamy, tak?
- Nie!
- To co niby? Jak chcesz pokonać tak wielką armię wroga? - zapytał Darnith.
- Musimy mieć większą drużynę.
- Mniej skarbów dla nas.
- Wcale nie. We dwóch to my nic nie zdziałamy. Jeśli będziemy mieli jeszcze czterech następnych, to damy radę, Darnok.
- Darnith!
- No, Darnith.
- To gdzie idziemy?
- Hmm... - zastanowił się Armani - może do Luyankiego Werpolteropa? albo Vartana?
- A może do Epidosa...?
- Z tego co wiem on jest wariatem.
- No tak, ale może by nam jakoś pomógł. Kto to ten Luyanki?
- Wojownik. A Vartan jest łucznikiem.
- O! Vartan przyda nam się na pewno, więc najpierw do chodźmy do niego. A potem do tego Luyankiego Werpolteropa.
- Dobrze. Chodźmy - powiedział Rangral.
Ruszyli. Przeszli jeszcze kawałek i skręcili na drogę prowadzącą do Dansy. To jest niewielkie miasteczko, w którym mieszkał ten łucznik i drugi wojownik. Miasteczko to liczy około stu tysięcy mieszkańców. Głupio jest, bo sklepy zostały wybudowane na krańcach miasta, gdzie nikt nie mieszka. Dlatego dojazd do pracy jest zły, ponieważ na skrzyżowaniu, które znajduje się niedaleko sklepów, tworzą się gigantyczne korki. Dlatego też zwykle mieszkańcy spóźniają się o pół godziny, czterdzieści minut, a nawet godzinę. Jest jedna ulica prowadząca do sklepów. To jest okropne, mówią mieszkańcy.
Vartan jest typowym łucznikiem. Szkoli się codziennie na strzelnicy. Na szczęście mieszka niedaleko niej, a na tej ulicy, przy której była ta strzelnica, nie tworzyły się korki. Gorzej, że naprzeciw tego budynku jest wielka dziura w murze, przez którą bez problemu mogłaby przejść horda orków. Więc mieszkaniec tej ulicy nigdy nie czuł się dosyć bezpiecznie. Co prawda zawsze dwóch łuczników stoi na warcie, ale to nie jest wystarczające. Jeden szaman orków bez problemu dałby sobie z nimi radę, nawet używając topora, a nie czarów. Na warcie zwykle nie stoi Vartan, bo on wolał się w nocy wyspać a w dzień wiele, wiele ćwiczyć. Bo tylko trening czyni mistrza.
Gdy Vartan wrócił do domu, aby odpocząć, zjawili się dwaj goście.
- Witam, Rangral. A ten to...
- Darnith jestem.
- Aha... ja nazywam się Vartan.
- Witam - powiedział Armani.
- - No, to teraz coś zjemy i pogadamy. Usiądźcie.
Vartan poszedł przygotować jedzonko. Po trzech minutach wrócił. Przyniósł kanapki z serem i pomidorem, po cztery dla każdego.
- A więc... słucham.
- No to tak - zaczął Rangral - chcemy zaatakować fortecę orków. Na pewno tam są skarby, a we dwóch nie damy sobie rady. I chcemy, żebyś nam pomógł.
Vartan zastanowił się.
- Pewnie, że wam pomogę. Nie na darmo tyle ćwiczyłem. Ale... pójdziemy we trzech?
- Nie - odezwał się Darnith - jeszcze musi do nas dołączyć trzech następnych, by mieć jakieś szanse.
- Aha, to kto jeszcze do nas dołączy? macie jakieś pomysły?
- Luyanki - powiedział Rangral.
- Podobno to dobry wojownik... - zaczął Vartan.
- Tak? - zdziwił się Darnith.
- Nom. Podobno pięć orków naraz pokonał bez problemu. Żaden go nawet nie drasnął! jak mamy iść do ich fortecy, Luyanki to na pewno bardzo dobry wybór. Serio.
- Fajnie.
- A... - powiedział Armani - masz, znaczy, znasz kogoś, kto mógłby nam pomóc?
- Nie. Może Werpolterop będzie kogoś znał.
- Dobra, no to zaraz idziemy... - powiedział Darnirh.
- Nie! Znaczy tak, ale najpierw musicie zjeść te kanapki, odpocząć sobie... ja dziś nie pójdę już na trening. Prześpimy się i jutro z rana pójdziemy do Luyankiego. Co wy na to?
- Dobra, dobra, dobra... - mruknął Rangral.
Po tych słowach zaczęli jeść. Darnith zjadł pierwszy. Widocznie był najgłodniejszy. Potem poszli spać. Było dosyć późno i byli zmęczeni.
Offline
Doświadczony wojownik
Hmm... ten tekst brzmi jakoś znajomo. Ogólnie jest niezły.
Polecam do obejrzenia
Offline
Pewnie, że jest dla Ciebie znajomy, jak mógłby nie być? Jakie są błędy? Wypisz mi je
Offline
Doświadczony wojownik
Dużo zdań można by lepiej napisać jak np. "Zresztą w lesie można było spotkać wiele niebezpieczeństw: wilki, worgi, cieniostwory, orkowie. Darnith nie był wojownikiem, tylko magiem. Miał tylko ognistą strzałę." można zmienić na tak "Poza tym można spotkać w lesie wiele niebezpiecznych stworów takie jak: wilki, worgi, cieniostwory czy też i orków. Darnith nie umiał walczyć wręcz, ponieważ nie jest wojownikiem, ale magiem. Znał tylko jedno zaklęcie, zwane Ognistą Strzałą, która niestety nie jest zbyt potężnym zaklęciem."
Polecam do obejrzenia
Offline
Luyanki, wiesz co? może jednak chciałbyś napisać jakieś krótkie opowiadanie? zachęcam, bo, jak widzę, coś fajnego potrafisz napisać No to jaka ocena w skali od 1 do 10?
Niedługo dodam kolejny fragment.
Offline
Doświadczony wojownik
Nie mam do tego weny twórczej. Ocena w skali 1 do 10 to 8,5.
Polecam do obejrzenia
Offline
*
Najwcześniej obudził się Rangral - o szóstej. Podszedł do Vartana i poklepał go po ramieniu.
- Zostaw mój łuk.
Powtórzył tą czynność.
- Pali się?!
Zerwał się. Zobaczył Armaniego nad nim i wstał. Przygotował śniadanie i obudził Darnitha. Szybko jedli. Półgodziny po szóstej byli jużw drodze do Luyankiego.
- Czemu on jest taki dobry? - zapytał Darnith.
- Używa dwóch mieczy. Żadnej tarczy nie ma. Jest jak kosiarka. Orków to może położyć dwóch naraz.
- Fajnie - mruknął.
Szybko doszli. Luyanki mieszkał pół kilometra od Vartana. Zadzwonili do drzwi. Werpolterop otworzył. Był zaspany.
- Tak? Witam Rangral. Cześć Vartan. A ten to kto?
- Jestem Darnith.
- To cześć.
- Witam, witam... Luyanki, mam pytanie. Chcesz położyć na ziemię hordę orków?
- Nom. Tylko gdzie...
- To jest? Niedaleko leży forteca orków. Zamierzamy iść tam i wziąć skarby i pokonać trochę tych zielonogębych - dokończył Rangral.
- Dobra. To zaczekajcie na mnie. Ja będę za... albo nie, wchodźcie. Zjemy śniadanie, ubiorę zbroję i idziemy.
- Już jedliśmy...
- To chodźcie. Ja zjem, ubiorę się i idziemy.
Weszli. Usiedli w fotelach w salonie a Luyanki poszedł do kuchni zjeść śniadanie. Szybko to zrobił. Zaraz po tym poszedł się ubrać. Wrócił w zbroi.
- A miecze? - spytał Darnith.
- Są i miecze.
Pokazał, że ma schowane w specjalnych miejscach w zbroi do tego przeznaczonych.
- Idziemy? - spytał.
- Nom. Ale mam jeszcze pytanko. Kogo znasz, kto mógłby iść z nami?
- Wybieraj: Eternith, Darnok Smith, Cart, Jugg...
- Kim są? - spytał Rangral.
- Eternith to mag. Darnok Smith to kolejny wojownik, Cart to złodziej a Jugg... hmm... wiesz co? Sam nie wiem, kim jest ten Jugg. Wiem, że czymś tam jest, bo nie może być nikim.
- Dobra. To chodź do Eternitha. Znaczy, ja pójdę z tobą, a Vartan i Rangral tu zostaną, dobra?
- Dobrze, chodźmy.
Wyszli. Kilka minut później już byli. Zobaczyli Eternitha. Miał ubraną szatę maga, niebieską. To znaczyło, że był magiem wody lub lodu.
- Cześć Luyanki. Kogo przyprowadziłeś?
- Darnith jestem.
- Mam nadzieję, że nie przyszedłeś zamontować mi podsłuchu lub kamery.
- Nie, nie...
- Na pewno? Robiło to wiele ludzi, na przykład Jugg.
- Nie chcę!
- Ale możesz jednak chcieć...
- Nie mam po co!
- Masz! dowiesz się wszystkiego.
- Ech - westchnął Darnith - nie. Poznam cię podczas walki z orkami.
- Że co? - zdziwił się.
- Idziemy zgarnąć skarby. Do fortecy orków.
- Fajnie! To ja jestem gotowy!
- Zamykaj dom i idziemy.
Zamknął.
- To gdzie idziemy?
- Do mnie - powiedział Luyanki.
- Eternith, znasz kogoś, kto mógłby mnie nauczyć rzucać kulą ognia?
- Jasne. Pardos.
- Gdzie on mieszka?
- To mój sąsiad.
- Luyanki, idź do swego domu, do Rangrala i Vartana, a ja z Eternithem pójdę do Pardosa nauczyć się rzucać kulą ognia, żebym był przydatny, dobra?
- Ok.
Poszedł. Etrnith podrapał się po głowie, westchnął i powiedział:
- Ta nauka trochę kosztuje.
- Ile?
- Trochę. Ale zapłacę. Albo nie, trzymaj, zapłacisz - dał mu trochę pieniędzy - a ja zaczekam pod drzwiami.
- Dzieki.
- Spoko. Od tego ma się kolegów.
Ruszyli. Zaraz doszli. Darnith zapukał do drzwi. Pardos otworzył.
- Hę?
- Chcę się nauczyć rzucać kulą ognia.
- Trochę to kosztuje.
- Tyle? - dał pieniądze.
- Wystarczy. Chodź.
Jak wysoka ocena, to jeszcze dziś dodaję kolejną część
Offline
Doświadczony wojownik
Już lepiej, ale wolę żeby moja postać była bardziej chamska. Ocena: 9.
Polecam do obejrzenia
Offline
Rzezimieszek
Ja wariat? Mam tu może coś pomoderować?
Offline
Luyanki Werpolterop napisał:
Już lepiej, ale wolę żeby moja postać była bardziej chamska.
A potem może trochę będzie
Epidos napisał:
Ja wariat? Mam tu może coś pomoderować?
Nie nie trzeba. Przecież wszyscy wiedzą, że jesteś NORMALNY
Offline
Epidos napisał:
Ja wariat? Mam tu może coś pomoderować?
Darnith napisał:
Nie nie trzeba. Przecież wszyscy wiedzą, że jesteś NORMALNY
NORMALY? po avatarze Epidosa raczej tego nie mozna powiedziec, wyglada jak by sie 'urwal' z innej planety HE HE:P
Ostatnio edytowany przez sareth93 (2008-07-11 09:46:52)
Madness? This isn't madness... THIS... IS... oh wait... it is madness.
Offline
Kwadrans później wyszedł. Perfekcyjnie już rzucał.
- Chodźmy.
- Nom. Niedługo będzie ciekawiej. Na razie same nudy tu są. Idź, chodź, chodź...
- Masz rację.
Szli tak i zobaczyli kota. Był cały szary.
- To Enethera.
- Kto to? - spytał Darnith.
- Taki gościu, jest jedynym w mieście, który ma jakiegoś kota.
- Ile ich ma?
- A, ze sto.
Darnith zrobił zdziwioną minę.
- Jejku, po co mu tyle?!
- Hmm... jakby to powiedzieć... on lubi koty. Płaci kotami. Kąpie sięw kotach., nie w wodzie. Zamiast muzyki słucha miauczenia kotów. Zamiast myć dom myje te swoje koty. A jak już myje coś innego - to myje kotem. A gdzie śpi? akurat w łóżku, ale z kotami. On z chęcią by jadł koty, ale bez przesady.Zamiast soku pije... no, kotów... te... eee... zresztą, to nie... za... to znaczy... ech... to nie jest ważne.
Darnith wybuchnął śmiechem. Śmiał się do bólu brzucha, a Eternith stał zdziwiony.
- Z czego się śmiejesz?
- He... he... he... z niczego...
Ruszyli. Gawędzili o kotach. Szybko przyszli. Luyanki, Vartan i Rangral bawili się w najlepsze. Gadali, śmiali się, pili wino... puścili muzykę...
- Zabawa.... - szepnął do Darnitha Eternith.
- Nom.
Przyłączyli się. Długo się bawili, poszli spać po drugiej w nocy. I to było właśnie przygotowanie przed walką. Walką, o której im się nie śniło.
Offline
Fajne. Czekam na część z walką. Narazię łącząc wszystkie części to wychodzi mi ocena 9,5/10.
Ostatnio edytowany przez Blade50 (2008-07-11 16:22:28)
Offline
Pierwszy obudził się tym razem Luyanki. Była to godzina dziewiąta. Ubrał sobie zbroję, która była srebrna. Na środku z przedniej części zbroi znajdował się znak w kształcie koła, w którym były dwa miecze. Po bokach miał miejsca na te miecze. Nagolenniki i te inne rzeczy też miały srebrny kolor. Miał specjalne stalowe rękawice. Niestety, nie miał hełmu. To było najgorsze bo jeden ork mógł go bez problemu ciachnąć.
Przeglądnął się w lustrze. Pomyślał, że nie wygląda tak źle. Przeszedł do kuchni. Nie była ona dużych rozmiarów. Ot, taka średnia. Po lewej stronie od wejścia był dość duży stół z wcięciem na środku. Można tam było podejść i coś zrobić. Po prawej za to były wszystkie rzeczy, które w kuchni powinny się znaleźć. Przyrządził śniadanie i wszystkich obudził. Szybko zjedli. Teraz wszyscy skierowali się do lustra. Chcieli zobaczyć, czy wyglądają jak pogromcy zielonoskórych. Pierwszy podszedł Rangral. Miał identyczny komplet zbroi jak Luyanki, z tą różnicą, że była brązowa. Po nim spojrzał na siebie Eternith. Niebieska szata z soplem lodu na środku. Po nim podszedł Vartan. Miał skórzaną zbroję, buty, rękawice. Łuk miałna plecach. Był to dobry i długi. Gdy Vartan odszedł został tylko Darnith. On miał szatę, na dole żółtą, potem kolor zmieniał się w pomarańczowy, czerwony. Na samej górze był kolor bordowy. Na środku był ogień - oznaczał on, że Darnith jest magiem ognia. Gdy już na siebie spojrzał, poszedł do salonu, tam gdzie była reszta.
- Darnith, skąd ty jesteś? - spytał Eternith.
- Właśnie, powiedz!
- Jestem z miasta Kordos.
- Czemu się do mnie przyłączyłeś? - zapytał Rangral.
- Gdybyś nie mówiło skarbach, to bym poszedł do swego domu. Ja potrzebuję złota, skarbów. I chcę mieć. Dlatego się do ciebie przyłączyłem.
- Skarby są aż tak tak dla ciebie ważne?
- Nom.
- To co? idziemy?
- Tak! - wykrzyknęli wszyscy.
Wyszli z domu. Luyanki zamknął dom i ruszyli. Najpierw wyszli za mury miasta. Potem zaczęli iść małą ścieżką. Po ich lewej stronie byłlas, dobrze nam znany, a po prawej chwasty, wielkie trawska. Z tamtego miejsca doskonale widać było mury miasta. Chwilę później szli już drogą prowadzącą przez las. W chwili, gdy Eternith ziewnął, wyskoczył ork. Najpierw wszyscy się wystraszyli. Pierwszym, który się opanował był Luyanki. Podszedł do orka i po ludzku uciął mu wielki zielony łeb. Chwilkę później znów szli. Luyanek czyścił miecz. W tym momencie rzucił się na niego worg. Vartan wypuścił strzałę. Nie trafił. Rangral się nie zastanawiał. Podbiegł tego zwierzaka i ciachnął go. Po problemie. Łucznik załamał się, bo dużo ćwiczył i nie trafił sobie w worga. Darnith pocieszał go. Mówił, że worg nie jest łatwym celem. I tutaj Vartan się z nim zgodził. Nagle zobaczyli coś strasznego. Mezlar Mizzrym, gość, którego Darnith bardzo nie lubił, uciekał przed orkiem. Zielonogęby uciął Mezlarowi nogę. Runął na ziemię. Vartan wypuścił strzałę. Ork padł. Mezlar na początku nie wiedział, co się stało. Potem zrozumiał. Nagle zobaczył Darnitha. Już miał go przepraszać za to, że nie był dla niego niemiły. Nie zdążył. Darnith rzucił w niego kulą ognia. Został z niego zwykły popiół.Po tym zdarzeniu wszyscy mieli mniejsze zaufanie do Darnitha. Gdy przeszli las, razem mieli za sobą czternaście orków, siedem worgów i dwanaście wilków. Na szczęście nie spotkali cieniostwora. Gdyby na kogoś wyskoczył z cienia, ten ktoś zginąłby na miejscu.
Offline